czwartek, 7 kwietnia 2011

Pomysł piąty - wystawianie przedstawienia w przedszkolach.

Teatrzyk dla dla dzieci który można by prezentować w przedszkolach w naszej okolicy jest naszym piątym pomysłem. Projekt ten byłby przygotowany przez uczniów udzielających się w szkolnym kole caritas przy pomocy naszego opiekuna pani Hanny Woźniak i pani Danuty Kruszyńskiej. Byłby to dla młodych aktorów czas zabawy oraz czas możliwości odkrycia swoich ukrytych talentów. Przedstawienia będące adaptacjami znanych bajek dla dzieci na przykład "Jaś i Małgosia"  lub "Czerwony Kapturek" czy też inne... były by doskonalą forma zainteresowania młodego człowieka teatrem i formą urozmaicenia dnia w przedszkolu.

W przedstawieniu mogliby wziąć udział uczniowie, którzy są  w szkolnym kole caritas, ale także ci, którzy byliby zainteresowani urozmaiceniem czasu tym dzieciom :)






poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Pomysł Czwarty- Pomoc ludziom starszym (sprzątanie, robienie zakupów itd.)



Zwykle starsi ludzie mimo że są w pełni sił umysłowych nie mogą żyć normalnie w społeczeństwie ponieważ meczą ich różne choroby i to do takich ludzi skierowany jest nasz kolejny pomysł. Ci ludzie nie mają zwykle takiego szczęścia że jest przy nich ktoś kto mógłby się nimi zaopiekować wszyscy przyjaciele są już w podeszłym wieku, a rodzina daleko lub pracuje od rana do wieczora.Proponujemy pomoc tym ludziom w codziennych pracach domowych- zakupach,sprzątaniu aby w ten sposób odciążyć ich oraz zagwarantować im spokojną starość.



Dlatego chcemy zorganizować zbiórki pieniężne na ich cel a także wsparcie fizyczne,
polegające na zebraniu danej liczby zainteresowanych osób z chęcią pomagania tym ludziom. Pomoc im będzie wyglądać tak, że dana osoba pod kierunkiem kogoś starszego (organizatora) raz, bądź częsciej będzie uczęszczała do osoby starszej.


piątek, 1 kwietnia 2011

Pomysł trzeci – Oratorium i „Nasz Dom” (pomaganie dzieciom w lekcjach, zabawa z nimi)


Podczas odrabiania zadań domowych...
Pomysłem trzecim jaki realizujemy jest pomoc w oratorium przy kościele Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych w Rumi. Raz w tygodniu, w umówionym dniu (każdy w innym, zależy od wolnego czasu) chodzimy tam w celu pomocy w odrobieniu zadań domowych, wszelkich sprawdzianów, zabaw i tak dalej.
A także podczas zabawy.

W celu opisu tego, co tam robimy i jak to wygląda umieszczę relację mojej koleżanki, Wiktorii.
„ Co tydzień w środy i czwartki przychodzę do oratorium aby pomagać młodszym ode mnie dzieciom w lekcjach oraz bawię się z nimi. Gramy w tenisa stołowego, wygłupiamy się oraz najzwyczajniej na świecie rozmawiamy. Sprawia mi to nie tylko dużo radości ale daje także satysfakcję, że pomagam innym. Są tam dzieci, które nie mają idealnych warunków w domu. Dlatego przychodząc tam wraz z przyjaciółkami staramy się, aby dzieci w jak najlepszy sposób spędziły wolny czas”.

Przy pracy ...

... a także podczas przerwy nikogo nie opuszcza radość.

Jeden z rysunków na ścianie :)

Panuje tam niecodzienna atmosfera. Z dziećmi siedzimy w jednej z małych salek w oratorium, gdzie na ścianach namalowane są różne postaci z bajek jak na przykład Kubuś Puchatek. Tworzy to taki niezwykły klimat.
W pomaganiu tym dzieci może uczestniczyć każdy. Ja sama włączyłam w to już dwie moje przyjaciółki i cały czas nie brak chętnych. Przecież nietrudno jest znaleźć godzinkę lub dwie tygodniowo na spędzenie ich z tymi dzieciakami...A naprawdę warto.

Pomysł drugi – praca w hospicjum (pomoc przy posiłkach, pomoc chorym, sprzątanie)

Dom Hospicyjny w Sopocie im. św. Józefa w Sopocie
Zainteresował nas także pomysł pracy w hospicjum. W takim celu udaliśmy się do Domu Hospicyjnego im. Św. Józefa w Sopocie w piątek, 1 kwietnia 2011. Podczas wejścia przywitał nas dyrektor tej placówki. Pokazał nam niezwykły film o dniu chorym, który odbył się niedawno. W ciekawy sposób zaprezentował działalność domu hospicyjnego i to, w jaki sposób on funkcjonuje. Opowiedział o własnej pracy i o tym, jak ważny jest tutaj uśmiech i spokojne, pełne radości podejście do drugiej osoby. Rozmawialiśmy także z panią, która pracuje jako wolontariusz i opowiadała o tym, że tak naprawdę, to ci ludzie dają nam więcej, niż to, co my im potrafimy dać.
„Dzięki nim potrafimy docenić to, co mamy wokół i trzeba powiedzieć, że możemy się od nich dużo nauczyć. Ci ludzie potrafią sobie żartować, szybko godzić się ze zbliżającą się śmiercią, wywołując u nas pewne zdziwienie.”
Figura Matki Bożej przed Domem Hospicyjnym
Atmosfery, która panuje w Domu Hospicyjnym nie da się opisać. Trzeba samemu tam przyjść i jej doświadczyć. Gdy wchodzi się na ten teren od razu widać, że nie jest to „szpital ludzi umierających”, jak często nazywa się hospicja. Wokół rośnie dużo drzew, choinek, są także ławki a pośrodku skała i figura Matki Bożej. We wnętrzu jest jeszcze lepiej. Każdy, kto tam przebywa ma własny pokój, w którym posiada wszystkie swoje potrzebne rzeczy, łózko i oddzielną toaletę. Na drzwiach każdego pokoju przyklejona jest mała karteczka z imieniem. 

Patio, które znajduje się w Domu Hospicyjnym.
Na prawo fontanna a po lewej widać figurę św. Józefa.
Jak mówił pan dyrektor: „Tutaj nie ma znaczenia kto kim jest: czy architektem czy profesorem. Tutaj po prostu jest panią Alicją, panem Januarem. Tutaj jest człowiekiem.”
W porze obiadowej (czyli około godziny trzynastej) unosi się tam niezwykły zapach, czego także mogliśmy doświadczyć.  W środku znajdują się duże okna, które wychodzą na patio, gdzie można posiedzieć na przykład przy fontannie. Jest tam także figura św. Józefa, patrona Domu Hospicyjnego.
Chcielibyśmy tam-jako szkolny Caritas- pracować, ale niestety musimy poczekać jeszcze dwa lata. Wiąże się to nie tylko z pełnoletniością, lecz także świadomością odpowiedzialności i przywiązania do tych ludzi, którzy prędzej czy później odejdą.
Zapytaliśmy więc, jakie formy pomocy można wykonywać pracując w Domu Hospicyjnym. Dyrektor opowiedział nam, że istnieje wiele możliwości. Każda na pewno przydatna:
- sprzątanie
- karmienie chorych, podawanie im posiłków
- zajmowanie się ogrodem (dla kogoś kto się tym oczywiście interesuje)
- a także zwykła pomoc w codziennych potrzebach, chęć porozmawiania z tymi ludźmi.
Aniołek wykonany przez chorego przebywającego
w Domu Hospicyjnym.
 Może się wydawać, że praca w Domu Hospicyjnym nie jest ciekawa. Ale ktokolwiek tak myśli powinien na własne oczy zobaczyć tych ludzi, tę ich radość, która towarzysz im na każdym- czasem już ostatnim-kroku. Są to chorzy, ale szczęśliwi ludzie. Niektórzy z nich są w pełni aktywni, rozmawiają z wolontariuszami i normalnie się śmieją. Wykonują także prace, które potem można zakupić, np. różnego rodzaju aniołki czy obrazki. Naprawdę jest to cudowne miejsce, gdzie można odnaleźć spokój i uśmiech na twarzy niejednego człowieka.

Poniżej przedstawiam zdjęcia z naszej "wyprawy".






czwartek, 31 marca 2011

Pomysł pierwszy - wyjścia do szpitala (pomoc chorym, zabawa z dziećmi)

Zabawa z dziećmi w formie gry w karty.

Jednym z pomysłów, jakie chcielibyśmy przedstawić w naszym projekcie jest uczęszczanie do szpitali w ramach wolontariatu. Od czasu, gdy sama działam na rzecz szkolnego Caritasu, pojawiły się takie dwa „wypady”. Udaliśmy się wtedy do szpitala specjalistycznego im. Floriana Ceynowy w Wejherowie. Za każdym razem wyjazd jest zorganizowany tj. kilka tygodni szybciej zbieramy wszystkie potrzebne rzeczy. Na przykład, gdy jechaliśmy tam w Mikołajki, zabraliśmy ze sobą około trzydziestu pluszowych misi, które rozdaliśmy nie tylko najmłodszym. Radość dzieci była ogromna. Cieszyły się najbardziej te, które nie potrafiły powiedzieć jeszcze słowa „dziękuję”. Spędziliśmy  tam kilka godzin na zabawie z nimi.

Pomaganie dzieciom (zwłaszcza tym młodszym)
w formie pracy plastycznej :)
Z drugiego wyjścia do szpitala pamiętam znacznie więcej, ponieważ miało ono miejsce całkiem niedawno. W celu dokładniejszego opisu tej relacji umieszczę fragment opowiadania, które napisałam na lekcję polskiego, opisując tamten dzień.

Praca w wolontariacie może nas wiele nauczyć,
w tym wypadku nawet gry w karty :)

„… Około dziewiątej trzydzieści pojechałam razem z dziewiątką uczniów do szpitala w Wejherowie.  Od czasu do czasu nasza pani ze szkolnego Caritasu organizuje takie „wypady”. Nie mogłam się doczekać. Niezwykłe jest, gdy widzę, że te dzieci są szczęśliwe, że samo nasze przyjście wzbudza w nich radość. Tym razem poświęciłam czas z koleżanką dwóm chłopcom. Jeden z nich nazywał się Kamil, był chudy, miał ciemne włosy i okulary, drugiego imienia nie pamiętam, ale ten znacznie różnił się od swojego kolegi. (…) Po chwili przebywania z nimi stwierdziłam, że należą do tego typu chłopców, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu. Z każdą minutą jaką z nimi spędzałam ogarniał mnie wstyd. Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie doceniam tego co mam i jeszcze narzekam zamiast cieszyć się życiem jak oni. Graliśmy w karty. Na początku we wszystkim znaną „wojnę”, potem w „makao”, gdzie każdy wymyślał własne zasady, w „dziewiątki” (czyli coś, w czym przegrywałam) i na końcu w „kenta”. Gra polegała na tym, że każda osoba musiała sobie znaleźć parę i gdy otrzymała trzy karty z jednakowym kolorem lub liczbą to musiała pokazać partnerowi szybciej ustalony znak. Śmialiśmy się przy tym niesamowicie. Niektórzy dla zmyłki zaczynali mrugać oczami, co wyglądało komicznie. Po pewnej chwili do sali wkroczyła pielęgniarka i spytała czy nie możemy być trochę ciszej, ponieważ słychać nas na całym korytarzu…”

Dzięki  takim wyjściom możemy nie tylko pomóc dzieciom w zabawie. Jesteśmy w stanie ich pocieszyć w chorobie, porozmawiać z nimi. I my także wiele dzięki temu zyskujemy. Jak opisałam wyżej – w moim przypadku- chodzi o samo docenienie stanu swojego zdrowia, ale także o to, że dzięki takiemu jednemu „wypadowi”  czujemy się potrzebni wspierając innych.
Nasze panie: (od lewej) p. Hanna Woźniak
i p. Danuta Kruszyńska.

Wykonujemy to w formie szkolnego Caritasu, zapisując się na poszczególne akcje raz w tygodniu – w środę.  Naszym opiekunem są panie: Hanna Woźniak i Danuta Kruszyńska, które na wszelkie wyjścia jeżdżą z nami i odpowiadają za organizacje wszystkich potrzebnych rzeczy.